Dorota Seweryn-Puchalska
To dzięki Janowi Zamoyskiemu i jego książce Łukaszowcy wiemy tak dużo o artystach tworzących Bractwo św. Łukasza oraz o tych, którzy skupieni byli wokół ich profesora i mistrza – Tadeusza Pruszkowskiego. To ze swadą opowiedziana historia tak ważnego w dziejach sztuki polskiej XX w. ugrupowania, które, mimo zarzucanego mu tradycjonalizmu, wprowadziło nowy powiew w sztuce tamtego okresu i wpisało się w nurt klasycystyczny sztuki europejskiej lat 20. i 30. XX w.
Zamoyski był znakomitym organizatorem i „aktywistą”, zaangażowanym w działania studenckie. Początkowo uczęszczał do Miejskiej Szkoły Sztuk Zdobniczych i Malarstwa, gdzie pobierał nauki u Władysława Skoczylasa, Jana Kauzika i Mieczysława Kotarbińskiego (1921-1922). Od 1923 r. związany był ze Szkołą Sztuk Pięknych i z pracownią Tadeusza Pruszkowskiego. Należał do grupy ośmiu studentów, którzy przebywali na pierwszym plenerze w Kazimierzu Dolnym. Co roku dołączała do nich coraz większa liczba malarzy. Te plenery w Kazimierzu były niezwykle istotne, tutaj bowiem Pruszkowski najswobodniej realizował swoje metody dydaktyczne i tu, jak pisał Zamoyski, najpełniej oddawał się sprawie „szkolenia swych studentów”.
W Kazimierzu „można było całkowicie oddać się malowaniu”. Ćwiczono zatem kompozycje, bo te uważał profesor za najważniejsze. „Tu pogłębiały się przyjaźnie koleżeńskie”, „serdeczne kontakty między uczniami i profesorem” oraz dyskusje o sztuce, jej roli, i jej tradycji. Tu też spędzano czas na zabawie, ponieważ zgodnie z tym co głosił Pruszkowski, artyści powinni także kreować swój świat na wzór malarski i artystyczny. To Zamoyski wraz z Zofią Czasznicką i Lucjanem Kintopfem, członkami Bratniej Pomocy, wymyślili, że mogą firmować charytatywną zabawę nazwaną „Garden Party Monstre”, z której fundusze przeznaczone będą na rzecz biednych studentów. Odbyła się ona na kazimierskim zamku. Taką samą zabawę zorganizował Zamoyski wraz z Janem Gotardem i Wiktorem Podoskim rok później.W tym samym 1925 roku w Kazimierzu narodził się pomysł stworzenia Bractwa św. Łukasza. Został zrealizowany jesienią, po powrocie z pleneru, już w Szkole Sztuk Pięknych. Nazwa nawiązywała do średniowiecznych cechów. Odnajdywano analogię przede wszystkim, w dążeniu do najdoskonalszego opanowywania rzemiosła. Pruszkowski bowiem wpajał studentom, że podstawą są dobrze opanowane techniki malarskie czyli dobry warsztat. – Nie ma dobrego obrazu, źle namalowanego – mawiał. – Najwybitniejszym dziełom sztuki towarzyszy zawsze doskonałe rzemiosło[1]. Sam Zamoyski podkreślał to wielokrotnie, dla niego także liczyło się przede wszystkim „jak”, a nie „co”. A później – uważał – można „próbować przemawiać własnym językiem”. Zatem członkowie powołanego Bractwa konsekwentnie stosowali pasującą do tej nazwy nomenklaturę. Statut był nazwany „Regułą”, zebranie członków „Zgromadzeniem Braci”, zarząd „Kapitułą”. Na czele Kapituły stał Komandor w osobie Jana Zamoyskiego, później przemianowany na prezesa. Sekretarzem był Janusz Podoski, skarbnikiem Czesław Wdowiszewski. Oczywiście Mistrzem był Tadeusz Pruszkowski. Regułę opracował Zamoyski wraz z Janem Gotardem. Obaj stworzyli także ceremoniał „wyzwolin”.
Zamoyski lubił bawić się słowem. Wymyślał teksty do Szopek Szkoły Sztuk Pięknych, które później także sam wygłaszał. „Natura to zbyt wszechstronna i bogata” – podsumował Bartoszewicz. „Jest on równie dobrym malarzem, jak aktorem, reżyserem teatralnym jak organizatorem, poetą, działaczem społecznym, mówcą czy konferansjerem satyrycznym”. Może to właśnie jego apodyktyczność, logiczność wypowiedzi połączona z poczuciem humoru pozwoliły na formułowanie myśli i konstruowanie zdań, które układały się w zgrabne, zabawne wierszyki charakteryzujące osoby i sytuacje. W czasie swojego pobytu w Zakopanem w Domu Artysty Plastyka na przełomie 1925/1926 roku ułożył piosenkę przeznaczoną dla kukiełki Karola Stryjeńskiego. Błyskotliwy tekst spodobał się wyjątkowo, wywołując entuzjazm u samego Tuwima.
Silny związek z Kazimierzem nad Wisłą widać w pracach pochodzących z lat 20. XX w. Bohaterem niektórych z nich był Kozdroń, mieszkaniec miasteczka. W Pogorzelcach (1925 r.) stoi w centrum obrazu, wznosząc wzrok i rękę ku niebu[2]. Bartoszewicz porównał Kozdronia do św. Franciszka. Trochę miejscowy mędrzec, jakby oderwany od rzeczywistości mistyk, był symbolem nierealnego ducha, który przenikał miasteczko nad Wisłą. Artysta uwiecznił go także w Zalotach ślepca z 1923 r. (zaginiony) czy w portretach, na których z reguły boczne światło rozjaśnia twarz podkreślając jej wyjątkowy wyraz[3]. Kozdroniowi towarzyszyła jego żona, której rysy ma kobieta z obrazu Kobieta z palmą z 1928 r. Była to praca dyplomowa artysty. W 1927 r. powstał obraz Wyłażący z ramy. Na pierwszej wystawie Bractwa, która odbyła się w Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych w 1928 r. cieszył się dużym zainteresowaniem i od razu został sprzedany[4]. Praca ta wyraźnie odsyła nas do malarstwa dawnego. Tak jak namalowana dwa lata późniejsza, zatytułowana Człowiek z rybą z 1929 r.[5] Ale pochodzące z tego samego roku Trzy Gracje (zaginiony) posiadają wyraźny element nowoczesności. To trzy współczesne kobiety w modnych nakryciach głowy. Właściwie artysta stworzył ich portrety, linearnie podkreślając elementy twarzy, lekko je przerysowując. Gdy patrzymy na inny portret, zastanawiamy się czy Zamoyski przeglądał katalog z dziełami Tycjana. Mowa o Portrecie kobiety w czerwonym swetrze z 1931 r.[6] Siedząca postać kobiety, lekko odwrócona, z padającym z góry na twarz światłem przypomina portrety kobiece Tycjana. Ciekawe, że parę lat później Jan Gotard namaluje tę samą kobietę, w tym samym ujęciu i ubraną również w czerwony sweter.
Powróćmy do Zamoyskiego i do Wyłażącego z ramy. Tu także mamy bardzo wyraźne nawiązanie do portretu wczesnorenesansowego. Artysta bawi się dawną formą z dużym poczuciem humoru. Mimo że traktuje to chyba jako żart, uzyskuje ten sam cel, co artyści doby renesansu. Tam ułożona na namalowanym parapecie ręka, „wystająca” w kierunku widza ma dać efekt „wyjścia” w jego przestrzeń. Skręcona sylwetka i wzrok patrzący znad ramienia, jak na przykład w Portretem Gerolamo Barbarigo młodego Tycjana, ma wprowadzić element dramatyzmu i przede wszystkim realizmu. U Zamoyskiego podobnie. Postać „wychodzi” w przestrzeń widza, a ekspresja twarzy, choć bardziej przypomina portrety Quentin Massysa, wyraża realizm.
Na dwóch innych obrazach, Portrecik pani z filiżanką z 1934 r. (własność prywatna) oraz Niani (własność prywatna), odnajdujemy cechy, które rodzą skojarzenia z Nową Rzeczowością (Neue Sachlichkeit). W 1930 r. powstał portret murzyńskiego chłopca zatytułowany Mamruka (własność prywatna). Jest to efekt pobytu artysty na afrykańskiej ziemi. W tym właśnie roku, wraz z Bolesławem Cybisem, wyjechał do Włoch. Podróżowali po całej Italii; od Wenecji i Padwy przez Florencję, Neapol dotarli aż na południe, a stamtąd do Trypolisu i Tunisu.
Zamoyski stosował różne techniki – temperę, enkaustykę; w Dziewczynce z kogutem z 1939 r. użył także gipsu[7]. Tu pewną ciekawostką jest kogut, którego dziewczynka obejmuje rękoma. Kogut pojawia się także na obrazach innych artystów z tego kręgu. U Eliasza Kanarka wieśniak trzyma koguta na kolanach, a na obrazie Frydrysiaka dziewczynka, córka Bieńkowskich, podtrzymuje go jedną ręką. Kogut stał się symbolem wiejskiego życia, jakie widzieli artyści przyjeżdżając do Kazimierza (sam Prusz opiekował się kogutem o imieniu Makbet). Technikę mieszaną zastosował Zamoyski także w obrazie Madonna kąpiąca z 1937 r.[8] To ciekawie, symetrycznie zakomponowana praca, gdzie do klasycznego tematu w ikonografii maryjnej jakim jest Madonna z dzieciątkiem artysta dodał element codziennego rytuału. Zainteresowanie Zamoyskiego warsztatem malarskim i jego znajomość nazewnictwa wykorzystał Samuel Tyszkiewicz, który konsultował z nim terminologię tłumacząc Trattato della Pittura Cennino Cenniniego.Zamoyski brał oczywiście udział we wszystkich najważniejszych wystawach Bractwa. Po wystawie w Pittsburghu w 1937 r. wyróżniono jego prace obok malarstwa Michalaka, Gotarda i Wdowiszewskiego. Realizował też ścienne dekoracje wnętrz obiektów użyteczności publicznej. Pruszkowski zaszczepił w swoich uczniach marzenia o sztuce publicznej, monumentalnej „służącej ogółowi, spotykanej na każdym kroku, gdzie przebywa obywatel państwa”[9]. Zamoyski wykonał zamówienie na dekorację w Wojskowym Instytucie Kartograficznym w Warszawie. Po długich debatach zaproponował, inspirując się książeczką z dzieciństwa Historia Polski w 24 obrazkach, że będzie to scena Bolesław Chrobry wbijający słupy graniczne w Odrę. Obrazową mapę wykonał Edward Manteuffel. Bolesław Cybis pomagał Zamoyskiemu w realizacji samej sceny. Jak wspomina artysta, „wśród wojów umieściliśmy podobizny płk. Torunia – szefa budownictwa wojskowego, płk. Lewakowskiego – szefa instytutu, arch. A. Dygata – projektanta gmachu, E. Manteuffla – twórcy mapy, St. Karpińskiego – pierwszego prezesa Banku Polskiego oraz własne (z przepaskami na czołach)”[10].
Kolejną monumentalną realizacją były malowidła w Gimnazjum im. Józefa Piłsudskiego Macierzy Szkolnej w Gdańsku w 1938 r., gdzie Zamoyski i Bolesław Cybis stworzyli plafon Polska i jej dzielnice na tle nieba polskiego, to jest widzianej u nas konstelacji i zodiaku. Zamoyski przygotował spójny ideowo program. Centralnie umieszczona była postać symbolizująca Polskę. Wokół niej znajdowały się personifikacje Przemysłu, Handlu i Rolnictwa oraz geniusze Nauki, Sztuki, Pokoju i Wojny. Wojnie towarzyszyły personifikacje Siły, Entuzjazmu i Wiary. Dookoła znajdowały się dzielnice i wybrane miasta. Malowidło miało być uroczyście odsłonięte 1 września 1939 r. Niemcy zniszczyli je w czasie II wojny światowej. W 2018 r. odsłonięto odtworzone na podstawie fotografii freski. Pracami kierował prof. Jacek Zdybel.W 1939 r. powstało panneau do willi architekta Adama Dygata. Do czytelni znajdującej się na transatlantyku m/s Batory Zamoyski wykonał kopię Batorego pod Pskowem Jana Matejki. Pomagał mu Bernard Frydrysiak, ale dzieło nie zostało ukończone.
W słynnym filmie nakręconym przez Pruszkowskiego Szczęśliwy wisielec, czyli Kalifornia w Polsce Zamoyski zagrał miejscowego księdza. W filmie „polska Sierra Nevada” czyli Kazimierz Dolny był jednym z głównych bohaterów, o którym sam Pruszkowski mówił, że „to najlepszy, najznakomitszy polski aktor filmowy! (…) woda, skały, wąwozy, architektura… i wszystko za darmo!”. Nie była to jedyna rola Zamoyskiego. Wcześniej grywał w studenckich kabaretach. Dostał rolę „Dziada” w występie, który odbył się w czasie trwania balu w kazimierskim zamku w 1925 r. A w czasie wojny w teatrach obozowych w Prenzlau, Neubrandenburgu i Gross Born był aktorem, scenografem oraz projektantem kostiumów.
Po wojnie wykonał szereg realizacji monumentalnych, m.in. panneau do foyer Sali Kameralnej Filharmonii Narodowej, plafon w teatrze w Pałacu Kultury i Nauki, fryz w siedzibie Polskiej Akademii Nauk (wraz z Edwardem Kokoszką).
[1]Cyt. za J. Zamoyski, Łukaszowcy, malarze i malarstwo Bractwa św. Łukasza, Warszawa 1989, s.18.
[2]Obraz został zakupiony w Genewie przez Galerie Lacroix, w trakcie wystawy w Musée Ruth w 1931 r.
[3]Jeden z nich jest własnością Muzeum Górnośląskim w Bytomiu. „Portret Józefa Kozdronia z Kazimierza, 1927, olej, deska.
[4]Sprzedany wówczas Stanisławowi Michalskiemu .
[5]Własność Muzeum Śląskiego w Katowicach.
[6]Własność Muzeum Narodowego w Warszawie.
[7]Własność Muzeum Polskie w Chicago.
[8]Własność Muzeum Narodowe w Warszawie.
[9]T. Pruszkowski, Niewyzyskane siły plastyki, „Gazeta Polska” 1936, nr 24.
[10]Zamoyski, Łukaszowcy…, s. 103.