Trzeci obraz w zaprezentowanej w Nowym Jorku historycznej serii przedstawia nadanie przywileju zwanego jedlneńskim (Neminem captivabimus), rok 1430.
Co takiego stało się w Jedlnej w owym roku, że warto było o tym mówić światu sześć wieków później? Król Władysław Jagiełło panował już 44 rok. Regularnie objeżdżał swoje wielkie, obejmujące blisko milion kilometrów kwadratowych, polsko-litewskie państwo. Zimą król z reguły wizytował ojczystą Litwę, gdzie mógł spotkać się z księciem Witoldem i innymi przedstawicielami swojego rodu. Zapusty, czyli ostatnie dni przed Wielkim Postem, spędzał zwykle w Jedlnej, na skraju Puszczy Kozienickiej, stamtąd ruszał do Krakowa, gdzie długo nie siedział, ale ruszał na północ, by odprawić w Palmową Niedzielę sądy pod Sieradzem. Wielkanoc spędzał często w Kaliszu, by stamtąd jechać dalej w objazd Wielkopolski, następnie Kujaw, skąd przez Koło, Łęczycę i Chęciny puszczał się z powrotem do Małopolski. Tu miejscem corocznych narad politycznych z najważniejszymi dostojnikami państwa był, zaraz po świętym Marcinie (11 listopada), ulubiony dwór królewski w Niepołomicach. Wykonując te stałe objazdy i uczestnicząc w naradach król lepiej poznawał potrzeby swoich poddanych, mógł ich przekonywać do swojej polityki. Ale oni nie chcieli być tylko poddanymi – chcieli być obywatelami i przekonywali króla do swoich, obywatelskich racji. Tak działał już w Polsce co najmniej od połowy XIV polityczny naród szlachecki: zorganizowany w sejmy walne, zdobywał w rokowaniach z królem kolejne, zabezpieczające wolność obywatelską przywileje. Król ustępował, bowiem potrzebował od politycznego narodu gwarancji wyboru na tron po nim swoich dziedziców. Tron w Polsce bowiem, po wygaśnięciu dynastii piastowskiej, na Kazimierzu Wielkim (w roku 1370), stał się faktycznie elekcyjny.
Stary król Jagiełło doczekał się męskich potomków dopiero w czwartym małżeństwie. Urodził się najpierw Władysław (zwany potem Warneńczykiem), i dwóch jeszcze synów, z których przeżyje – najdłużej – Kazimierz (Jagiellończyk). Już na sejmie w Brześciu w roku 1425, zaraz po urodzeniu pierwszego syna, Jagiełło obiecał nadać szlachcie wielki przywilej, gwarantujący jej wolności. Zwlekał z jego zatwierdzeniem jak długo mógł. W roku 1430 groziło jednak zerwanie unii z Litwą, wobec ambicji księcia Witolda, zarządzającego Wielkim Księstwem Litewskim, do pełnego usamodzielnienia się i zdobycia dla siebie osobnej korony królewskiej. Potrzebna była w tej sytuacji zgoda między polskim królem a polską szlachtą, by wspólnie stawić czoło kryzysowi unii. I taką właśnie zgodę osiągnięto na sejmie walnym w Jedlnej, 4 marca 1430 roku. Najważniejszym jej efektem było wydanie przez króla przyrzeczonego przywileju. Powtarzał on wolności, wyliczone już we wcześniejszych dokumentach, w tym staropolski podatek liniowy: ograniczenie obowiązkowego podatku dla szlachty do dwóch groszy z łanu, jak również uznany już w 1422 roku przywilejem z Czerwińska zakaz zajmowania prywatnego mienia bez ważnego wyroku sądowego. Przywilej jedlneński dodał do tego drugi filar wolności: „Przyrzekamy i zaręczamy, iż żadnego ziemianina, posiadacza własności gruntowej, nie będziemy za jakieś wykroczenia i winę więzić, ani nie wydamy nakazu uwięzienia i nie będziemy go wcale karać, jeśli w sądzie w sposób rozumny nie udowodni się jemu winy i jeśli sędziowie tej ziemi, w której ów ziemianin mieszka, nie wydadzą go w ręce nasze lub naszych starostów”. To jest największe, istotnie wiekopomne, dzieło zjazdu w Jedlnej, które streszczamy na ogół łacińską formułą neminem captivabimus nisi iure victum (nikogo nie uwięzimy, jak tylko skazanego przez prawo). Tylko właściwy dla oskarżonego sąd może „rozumnie” orzec o jego winie i skazać go na uwięzienie. Widzimisię króla czy jego urzędnika nie wystarczą. To, co było zapisane już w angielskiej Wielkiej Karcie Swobód z roku 1215, ale stało się na trwałe przestrzeganym prawem w Anglii dopiero w roku 1679, od czasu Habeas Corpus Act – zostało zastrzeżone w roku 1430 w porozumieniu króla z obywatelami Królestwa Polskiego. I będzie odtąd w tym Królestwie praktykowane. To, czego w większości państw europejskich nie uda się osiągnąć jeszcze przez wieki, gdzie jak we Francji królewskie lettres de cachet mogły wtrącić każdego poddanego do lochu, tylko na podstawie monarszej woli. Owo zwycięstwo wolności dotyczyło, w polskim przypadku, tylko szlachty-posesjonatów. To prawda. Ale czy w imię równości warto cieszyć się z despotyzmu? A to był wyłom, wielki wyłom w pogańskim despotyzmie władców, którzy wcześniej czuli się właścicielami całej ziemi i wszystkiego, co na niej mieszka. Teraz kilka procent przynajmniej z ludzkich mieszkańców ziemi Królestwa Polskiego uzyskało prawną gwarancję swojej wolności.
Warto dodać, że ten sam przywilej jedlneński był także przełomem w traktowaniu prawosławnych poddanych-szlachty jako obywateli drugiej kategorii. Król bowiem odtąd przyrzekł w nim „wszystkie ziemie nasze łącznie z ziemią ruską zrównać według jednego prawa i kodeksu” (jedynym ograniczeniem tego porównania był utrzymany, ale tylko do końca życia starego króla, obowiązek płacenia przez szlachtę ruską specjalnego podatku w owsie). Ruska (prawosławna) szlachta w Królestwie, a więc na ziemiach włączonych do Królestwa od czasów Kazimierza Wielkiego, osiągnęła to uprzywilejowanie, którego jej bracia na Litwie, o tyle tam liczniejsi, wciąż nie mieli.
Wystawienie przywileju jedlneńskiego było manifestacją zgody króla i jego polskich wolnych poddanych. Liderem polskiego narodu politycznego był w tym czasie niewątpliwie biskup krakowski, Zbigniew Oleśnicki, przedstawiony na obrazie tuż przy królu i z jego rąk odbierający jedlneński dokument. W dużej mierze dzięki staraniom biskupa osiągnięty w Jedlni kompromis monarchii z wolnością pomógł zażegnać skutecznie groźbę oderwania się Litwy od unii z Polską. Unia przetrwała – właśnie na fundamencie zdobytej w Jedlnej obywatelskiej wolności. Tę wielką moc wolności warto było wciąż, w roku 1939, przypominać. Amerykanie powinni ją doskonale rozumieć.