Ostatni, siódmy obraz ukazuje uchwalenie Konstytucji 3 maja – rok 1791.
To nawiązanie do szczególnie trudnego czasu w polskich dziejach. Rzeczpospolita, osłabiona wewnętrznymi sporami i wyczerpującymi, narzuconymi jej wojnami, znalazła się w wieku XVIII pod faktyczną dominacją imperium rosyjskiego. Próba jej zrzucenia przez konfederację barską (1768-1772) skończyła się pierwszym rozbiorem. Siła trzech sąsiednich imperiów – Rosji, Prus i Austrii – zwyciężyła nad prawem i sprawiedliwością. Szok rozbioru podziałał jednak ożywczo na naród polityczny okrojonej Rzeczypospolitej. Na tyle, na ile było to możliwe pod kontrolą rosyjskiego ambasadora, który z ramienia carycy Katarzyny II starał się podtrzymać korzystny dla sąsiadów bezwład Rzeczypospolitej, król Stanisław August Poniatowski i wspierający go reformatorzy podjęli starania o naprawę ustroju. Od ustanowienia Komisji Edukacji Narodowej (na tym samym, niesławnym sejmie, który zatwierdzał I rozbiór) zaczyna się nowy etap – nie walki, ale pracy nad odbudową zdolności kraju do niepodległego bytu. Pułap rzeczywistych zmian, jakie mógł przeprowadzić „naród polityczny” Rzeczypospolitej, został osiągnięty w ustawodawstwie Sejmu Czteroletniego (zwanego też Wielkim, 1788-1792), z jego najważniejszym aktem: Konstytucją 3 Maja 1791 roku.
Pewien konflikt interesów między trzema mocarstwami rozbiorowymi, jaki dał o sobie znać w latach 1780-ych, otworzył możliwość dokonania reformy. Przygotowując się do nowej wojny z Turcją w 1787 roku, Katarzyna chciała zapewnić sobie spokój w Rzeczypospolitej. Król Stanisław Poniatowski, patronujący oświeceniowym reformom w kraju, postanowił wykorzystać tę okazję. Pospieszył do imperatorowej z propozycją zawarcia przez Rzeczpospolitą sojuszu militarnego przeciw Turcji. To byłaby szansa na zwiększenie wojska i zarazem na uzyskanie zgody, by przeprowadzić obrady Sejmu, który by się tym oraz nowymi podatkami zajmował, w sposób wykluczający jego zerwanie przez liberum veto. Katarzyna nie była oczywiście zainteresowania wzmocnieniem Polski. Zgodziła się jednak na Sejm skonfederowany (to znaczy taki, w którym decyduje większość głosów), byle polskie elity nie pomyślały zamiast tego o organizowaniu nowej konfederacji zbrojnej – jak przed 20 laty w Barze. Jesienią 1788 roku, kiedy odbywały się wybory do Sejmu, Rosja nie tylko prowadziła wojnę z Turcją, ale także ze Szwecją. Warszawą chwilowo zajmować się nie mogła. Król chciał początkowo utrzymać reformy w ramach, które – jak wierzył – będą do przyjęcia przez imperatorową. Część posłów szybko przekroczyła te granice – a to dlatego, że chciała wreszcie zrzucić znienawidzoną „opiekę” Rosji. Ta część przeforsowała już dwa tygodnie po otwarciu Sejmu uchwałę o podniesieniu liczebności wojska do 100 tysięcy. Kości zostały rzucone. Rzeczpospolita zaczęła otwarcie szukać drogi do odzyskania niepodległości. W lipcu 1789 roku rewolucja we Francji dodatkowo skomplikowała scenę polityki międzynarodowej. W Warszawie zaczynała się wtedy praca nad reformą ustroju – nową „ustawą rządową”. Wielkie zainteresowanie budziła pierwsza w świecie pisana konstytucja, przyjęta dwa lata wcześniej przez Stany Zjednoczone (od początku dyskutowana w Sejmie jako przykład, od razu przetłumaczona i wydana w Polsce).
Sojusz króla z reformatorsko nastawioną częścią opozycji, kierowaną przez Ignacego Potockiego, doprowadził Sejm do praktycznych rezultatów. Potocki nakłonił króla i większość Sejmu do przyjęcia oferty sojuszu ze strony Prus w marcu 1790 roku. Ośmielił on posłów do uchwalenia nowych zasad ustroju – wbrew Katarzynie. W marcu 1791 roku Sejm uchwalił nowe prawo o sejmikach, porządkujące ich obrady i odbierające prawa wyborcze tzw. gołocie, czyli szlachcie nie posiadającej własności, wykorzystywanej dotąd w rozgrywkach politycznych magnaterii. Zaraz potem, w kwietniu, uchwalone zostało prawo o miastach. Nadawało ono obywatelom miast większość praw, którymi dotąd cieszyła się tylko szlachta (m.in. nietykalność osobistą i majątkową, możliwość awansów w hierarchii wojskowej i sądowej, prawo nabywania ziemi) oraz prawo do wysyłania plenipotentów na Sejm. Idea była czytelna: zbliżyć stan mieszczański do stanu szlacheckiego, wzmocnić w ten sposób „naród polityczny”.
3 maja 1791 roku wreszcie uchwalona została ustawa zasadnicza: przygotowana przez króla, wespół z Ignacym Potockim i Hugonem Kołłątajem Konstytucja, zwana oficjalnie „Ustawą Rządową”. Jej zasadniczą intencję oddaje preambuła, która uzasadnia konieczność reformy ustroju: „[…] ceniąc drożej nad życie, nad szczęśliwość osobistą, egzystencję polityczną, niepodległość zewnętrzną i wolność wewnętrzną narodu, którego los w ręce nasze jest powierzony, chcąc oraz na błogosławieństwo, na wdzięczność współczesnych i przyszłych pokoleń zasłużyć, mimo przeszkód, które w nas namiętności sprawować mogą dla dobra powszechnego, dla ugruntowania wolności, dla ocalenia Ojczyzny naszej i jej granic z największą stałością ducha, niniejszą konstytucję uchwalamy”. To było najważniejsze w tej Konstytucji dla uchwalających ją posłów: ocalić Ojczyznę, odzyskać jej niepodległość zewnętrzną. Temu miała służyć reforma wzmacniająca rząd i zmieniająca definicję narodu.
Władza ustawodawcza pozostawała zgodnie z Konstytucją w rękach Sejmu, ale decyzje w nim miały być podejmowane już zawsze większością głosów. Władzę wykonawczą miał sprawować król wraz z rządem, którego skład miał być ustalany przez Sejm. Aby uniknąć obcej ingerencji w kolejnych elekcjach, wprowadzano zasadę dziedziczności tronu: mieli go po śmierci Poniatowskiego objąć przedstawiciele saksońskiej dynastii Wettynów, z której wybierano wcześniej polskich królów. Prawo o miastach zostało włączone do Konstytucji. O chłopach wspomniano tyle, że uznaje się ich za część narodu i bierze pod opiekę „prawa i rządu”.
Obywatele „wolni od hańbiących obcej nakazów przemocy”, jak głosiła preambuła Konstytucji 3 Maja, byli dumni z dokonanego przełomu. Rzeczpospolita miała być państwem dobrze rządzonym, otwierającym perspektywę dalszych, stopniowych zmian społecznych i politycznych: w kierunku nowoczesnego, już nie tylko szlacheckiego narodu.
Choć samo uchwalenie Konstytucji było swego rodzaju parlamentarnym zamachem stanu (znaczna część nastawionych wobec Konstytucji posłów i senatorów przebywała w tym czasie na wielkanocnych wakacjach, obecni za to byli wszyscy zwolennicy zmian), to jednak została powszechnie ratyfikowana następnie przez sejmiki w całym kraju. Była także dobrze rozpropagowana za granicą. Spotkała się z uznaniem kręgów umiarkowanych w rewolucyjnej Francji, z entuzjazmem takich whigów jak Edmund Burke w Anglii – i oczywiście z furią w Petersburgu oraz z największymi obawami w Berlinie. Pruski minister spraw zagranicznych Ewald Friedrich von Hertzberg zareagował na nią taką oto czarną wizją: “Polacy zadali cios pruskiej monarchii, przyjmując konstytucję lepszą od angielskiej. […] Jak będziemy mogli obronić nasze państwo [Prusy], przeciwko tak licznemu I tak dobrze rządzonemu narodowi?”
Odpowiedź na te obawy miała Katarzyna II. Od momentu uchwalenia Konstytucji była zdecydowana siłą złamać odzyskaną przez polski naród polityczną niepodległość. Jako pretekst do inwazji militarnej wykorzystała niezadowolenie ze zmian ustrojowych, które wyraziła kilkuosobowa grupa magnatów wraz z ich klientami, zawierając w Petersburgu konfederację, nazwaną później targowicką. Blisko 100 tysięczna armia rosyjska, zaprawiona w bojach z Turcją, uderzyła na Polskę. Prusy oczywiście nie spełniły swoich sojuszniczych zobowiązań wobec Polski. Po stoczonej wojnie Rzeczpospolita uległa. Konstytucja przetrwała zaledwie rok.
Pierwsza spisana konstytucja w Europie i druga, po amerykańskiej (ratyfikowanej w czerwcu 1788 roku), była jednak i pozostała słusznym powodem do dumy Polaków. Stanowiła ona dowód na to, że Rzeczpospolita jest w pełni sił, gotowa żyć i rozwijać się zgodnie z rytmem nowoczesności. Zarzuty formułowane pod adresem Polski przez propagandę mocarstw zaborczych, przy wykorzystaniu opinii płatnych filozofów francuskich, takich jak Voltaire czy Diderot, którzy formowali wtedy europejską opinię, jak dziś wielkie media, okazały się nieprawdziwe. Z kraju opisywanego jako wcielenie Ciemnogrodu, który lokowany był w owej czarnej propagandzie gdzieś w czarnej dziurze europejskiego Oświecenia, Polska nagle znalazła się na czele zmian wprowadzających nowy porządek ustrojowy, społeczny, związany z częścią ideałów Oświecenia. Konstytucja stała się ustrojowym symbolem przebudzenia w życiu politycznym, w duchu obywatelskim Rzeczypospolitej. Tego przebudzenia nie zniszczyły kolejne rozbiory.
Dlatego wspomnienie 3 Maja było w II Rzeczypospolitej wciąż ważne, a stało się jeszcze ważniejsze, kiedy w 1939 roku znów sąsiednie imperia rozebrały Polskę, powołując się na potrzebę wprowadzania na jej ziemiach cywilizacji (to Hitler) czy postępu (to Stalin). I jest to wspomnienie potrzebne, ile razy ktoś próbuje piętnować polskość jako odchylenie od europejskich wzorów, jako „nienormalność”. Polska próbuje budować normalność i nowoczesność, wykazując do tego wszelkie zdolności – ale, niestety, przeszkadzają jej w tym często agresywne, sąsiedzkie imperia. Konstytucja 3 Maja jest w takim historycznym kontekście symbolem – podobnie jak poprzednich sześć wydarzeń upamiętnionych w malarskiej serii „Łukaszowców” – godnego miejsca, które wolnej Polsce należy się w Europie, w szerszej wspólnocie nowoczesnego Zachodu.
Wystawa Światowa w Nowym Jorku trwała dalej: do października 1940 roku. W jaskrawym świetle podwójnej agresji, niemieckiej 1 września 1939 roku i dokonanej 17 dni później napaści Związku Sowieckiego, ta lekcja historii polskiej, jaką prezentowały obrazy w polskim pawilonie, nabierała tym mocniejszego wyrazu. Kiedy w październiku 1940 odwiedzali Wystawę ostatni goście, już setki tysięcy Polaków zostało zamordowanych w wyniku okupacyjnej polityki Sowietów i Niemców. Już dokonała się zbrodnia katyńska (akurat w październiku wypłacano nagrody dla funkcjonariuszy NKWD za wzorowe wykonanie zbrodni na przeszło 25 tysiącach polskich internowanych i więźniach), już Niemcy przeprowadzili setki masowych egzekucji, w tym serię morderstw zbiorowych na przedstawicielach polskich elit – w Palmirach, w Piaśnicy, w dziesiątkach innych miejsc. Do założonego przez Niemców obozu koncentracyjnego w Auschwitz kierowano już od sierpnia transporty pierwszych, polskich więźniów. Polscy lotnicy zdążyli już odegrać kluczową rolę w bitwie powietrznej o Anglię. Walka o Polskę i walka o Europę, walka chrześcijaństwa z barbarzyństwem, walka wolności z despotyzmem – trwała. Polska znów była w sercu tej walki. Po słusznej stronie.
Nie wszyscy twórcy malarskiej serii z polskiego pawilonu przeżyli tę walkę. Jan Gotard zginął, rozstrzelany przez Niemców w 1943 roku. Profesor Tadeusz Pruszkowski, inicjator Bractwa świętego Łukasza i patron całej serii „nowojorskiej”, udzielał w czasie okupacji pomocy malarzom Żydom. Jak podaje Polski słownik biograficzny, „to stało się prawdopodobnie przyczyną jego śmierci. W nocy z 30 VI na 1 VII 1942 został wyciągnięty ze swego mieszkania przy ul. Lwowskiej 11 wraz z kilkoma osobami z tego domu, wywieziony na teren getta i zastrzelony”.
To mógłby być temat kolejnego, tragicznego obrazu polskiej historii…
Seria obrazów „Łukaszowców” z zamkniętej w 1940 roku Wystawy Światowej pozostawała za Wielką Wodą przez ponad 80 lat. Komisarz polskiej ekspozycji, Stefan de Ropp, potraktował te obrazy jako ekwiwalent honorarium, jakie powinien był otrzymać od rządu RP za utrzymanie wystawy. Zatrudniony po wojnie w jezuickim kolegium Le Moyne w Syracuse (w stanie Nowy Jork), przekazał obrazy „Łukaszowców” swoim pracodawcom, by odpisać swój dar od podatku… Obrazy z polskiej ekspozycji, ufundowanej wszak przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych II Rzeczypospolitej, pozostawały aż do tego roku w bibliotece jezuickiego kolegium, z dala od Polski, z dala od publiczności. Wracają do nas, kiedy kolejny, ósmy obraz, a raczej temat do niego podpowiadają wciąż trwające zmagania na granicy wolności z despotyzmem, na granicy dawnej – znów ożywającej – Rzeczpospolitej z moskiewskim imperializmem.
Jedynym trwałym śladem polskiej obecności na nowojorskiej Wystawie Światowej jest wspaniały konny pomnik Władysława Jagiełły. Tak spodobał się burmistrzowi Nowego Jorku, Fiorello La Guardia, że chciał go koniecznie zatrzymać w swoim mieście, w prestiżowym miejscu. Pomnik został w lipcu 1945 roku ustawiony w samym środku Manhattanu, w Central Parku, gdzie stoi po dziś dzień – wspaniały wizerunek dumnej historii Polski, Rzeczypospolitej, idei federacyjnej, wolności, woli niepodległości.
Andrzej Nowak