Pierwszy ukazuje Bolesława Chrobrego, witającego Ottona III, pielgrzymującego do grobu świętego Wojciecha – rok 1000. Zapytajmy: co znaczy ten moment w dziejach Polski i Europy?  W 962 roku odnowiona została instytucja cesarstwa, która miała jednoczyć chrześcijańską Europę. Odnowicielem był król niemiecki, Otton I, dziad Ottona III. Cztery lata później twórca państwa polskiego, książę Mieszko, ojciec drugiego z bohaterów obrazu, Bolesława Chrobrego, przyjął chrzest. Jego władztwo stało się odtąd elementem uznanej struktury wschodnich rubieży łacińskiej Europy. Z drugiej jednak strony ten element rozrastał się coś niebezpiecznie, uwierał saskich pobratymców cesarza swoimi sukcesami, umocnieniem swojego państwa, które oni chcieli uważać za obszar sobie naturalnie podległy. Czy państwo Mieszka i jego następców ma być częścią europejskiej, łacińskiej wspólnoty, uniwersalnego Cesarstwa, czy też raczej podległym królestwu niemieckiemu terenem ekspansji i dominacji saskich margrabiów i biskupów? To było praktyczne pytanie tego czasu – odradzające się w kolejnych wiekach, w nowych formach. To pytanie o możliwość pogodzenia szerszej struktury europejskiej z suwerennością wchodzących w jej skład państw. Na to pytanie młody Otton III (cesarz od 996 roku) i nowy – od 992 roku – książę Polski, Bolesław, znaleźli w Gnieźnie roku 1000 mądrą odpowiedź. Patronował  jej znalezieniu ukryty bohater tego spotkania i obrazu „Łukaszowców”: święty Wojciech. Wywodzący się z możnego w Czechach rodu Sławnikowiców, Wojciech wybrał drogę duchowną. Został biskupem Pragi.  Zniechęcony zatwardziałością w grzechach swoich czeskich „owieczek”, opuścił swoją diecezję, pragnąc poświęcić się doskonaleniu duchowemu.  Zatrzymał się w Italii, w klasztorze św. Benedykta na Monte Cassino, a następnie w benedyktyńskim klasztorze na rzymskim Awentynie. Stamtąd został w roku 992 wezwany do powrotu do diecezji w Pradze. Ponownie jednak doznał duszpasterskiej klęski. Nie mógł pogodzić się z wciąż trwającymi w Pradze praktykami handlu chrześcijańskimi niewolnikami. Opuścił ponownie stolicę swojej diecezji. Rzucił klątwę na jej mieszkańców i wrócił do klasztoru w Rzymie. W następnym roku większość rodziny Wojciecha została na rozkaz księcia Czech, Bolesława II, wymordowana. Wtedy Wojciech spotkał w Rzymie Ottona III. Młody cesarz, zafascynowany świątobliwym biskupem z Pragi, zabrał go ze sobą w podróż powrotną do Niemiec. Wojciech przyjął, za zgodą papieża, po rozmowach z Ottonem i w porozumieniu z księciem polskim Bolesławem – nową misję. Udał się wraz z bratem Radzimem-Gaudentym do Polski, by nawracać pogan. Bolesław zaproponował mu jako teren misyjny zamieszkałe przez pogańskich Prusów ziemie na północno-wschodnim krańcu swego księstwa. Z Gniezna, do którego przybył na przedwiośniu roku 997, ruszył Wojciech nie zwlekając w stronę Gdańska, na pogranicze władztwa Bolesława i ziemi zajmowanej przez Prusów. Tam chrzcił „gromady ludu”, by następnie wkroczyć z bratem Radzimem-Gaudentym na teren Prusów, w okolicy dzisiejszego Elbląga. I tam też, 23 kwietnia, poniósł z ich rąk śmierć męczeńską. Książę polski Bolesław polecił wykupić od Prusów ciało męczennika i pochował je uroczyście w gnieźnieńskim kościele Matki Boskiej. Polska miała teraz swojego męczennika, i to nie „byle jakiego”, ale znanego w całej niemal ówczesnej łacińskiej Europie, osobistego przyjaciela cesarza, podziwianego przez papieża, przez opatów najdostojniejszych klasztorów Italii, Francji i Niemiec. Wojciech, wypędzony z Czech, podejmujący misję z Polski, stawał się po śmierci doskonałym patronem kraju Bolesława Chrobrego, potężnym umocnieniem jego pozycji w chrześcijańskim świecie. Rozpropagowany odpowiednio hojny gest Bolesława – wykupienie ciała Wojciecha od pogan na wagę złota – pokazywał, że ten książę rozumie, jakim skarbem jest relikwia sławnego męczennika. Takiej relikwii nie miały nawet znamienite arcybiskupstwa, ani Magdeburg, ani Hamburg. Miało je Gniezno.  Bolesław mógł uzyskać dla swego państwa odrębną, pełną strukturę kościelną – taką, jakiej nie miały jeszcze Czechy. Mógł dla siebie i dla swojego władztwa uzyskać nowy, wielki prestiż.

Otton III, niezwykle przejęty śmiercią przyjaciela, sam chciał jak najbardziej podnieść rangę Wojciechowego świadectwa. Pragnął zarazem odnowić dawny blask starożytnego imperium rzymskiego w nowym, chrześcijańskim duchu i nowym geopolitycznym kształcie. Nowość ta polegać miała na wykroczeniu imperium Ottona poza dawny limes (granice rzymskiego cesarstwa) – na te ziemie, które zajęli Słowianie. Ci ostatni nie mieli być jednak tylko podbijani, jak to praktykowali jeszcze ojciec i dziad Ottona III i wszyscy ich poprzednicy, cofając się aż do Karola Wielkiego. Idea „renowacji Imperium” była inna. Pod patronatem słowiańskiego męczennika, Wojciecha, słowiański książę – Bolesław z Gniezna, miał zbudować wschodni fundament nowego porządku chrześcijańskiej Europy. Obok Italii, Galii i Germanii, właśnie Sclavinia miała tworzyć czwarty człon, czwartą podstawę tego porządku.

Na synodzie w Rzymie w połowie roku 999 mogły zostać podjęte pierwsze decyzje, które przybliżały tę piękną wizję do rzeczywistości. Wtedy zapewne Wojciech został już oficjalnie uznany za świętego-męczennika. Papież Sylwester II, za zgodą cesarza mógł zająć się także przygotowaniem zmian organizacji kościelnej na wschodzie łacińskiej Europy: utworzenia nowego arcybiskupstwa w Gnieźnie, niezależnego od żadnej zwierzchności kościelnej w Niemczech. Ważne szczegóły organizacyjne nowego arcybiskupstwa miał wyjaśnić nowy synod, wyznaczony w Gnieźnie, na który papież delegował swego kardynała, Roberta. Na zjeździe w Gnieźnie najważniejsza jednak, bo bezprecedensowa, była obecność samego cesarza. Drogę z Rzymu Otton III pokonał szybko. Wyjechał w końcu grudnia 999 roku. Przez Rawennę, następnie Bawarię i Turyngię dotarł w lutym do wschodniej granicy swojego cesarstwa. Żaden cesarz przed nim tej granicy nie przekroczył. Na spotkanie młodego cesarza nad graniczną rzekę Bóbr wyjechał Bolesław i doprowadził orszak do samego Gniezna. Dla Ottona to była przede wszystkim pielgrzymka pokutna, dlatego ostatni etap drogi do grobu świętego Wojciecha odbył pieszo, z modlitwą na ustach. W gnieźnieńskim synodzie, trwającym najprawdopodobniej od 8 do 10 marca 1000 roku, utworzone w Gnieźnie arcybiskupstwo powierzono bratu świętego, Radzimowi-Gaudentemu. Powołano jednocześnie trzy nowe biskupstwa, podporządkowane Gnieznu: w Krakowie (biskup Poppon), Wrocławiu (biskup Jan) oraz Kołobrzegu (biskup Reinbern). Od 10 marca 1000 roku Kościół w Polsce, w ziemi Polan, miał zatem już pełną, obejmującą całe państwo, niezależną od któregokolwiek z sąsiadów strukturę i hierarchię, łączącą ten kraj bezpośrednio z Rzymem, z kolejnymi następcami świętego Piotra. To była ogromna zdobycz z punktu widzenia suwerenności i spoistości państwa w chrześcijańskiej Europie. Inaczej niż „zwykły” biskup, arcybiskup mógł koronować króla. I tę możliwość co śmielsi władcy Polski będą w sprzyjających okolicznościach wykorzystywać – od samego Bolesława Chrobrego poczynając.

Według pierwszego kronikarza polskich dziejów, Anonima zwanego Gallem, po wspaniałym przyjęciu, jakie zgotował mu Bolesław, Otton miał uczynić jeszcze więcej: „Zważywszy jego [Bolesława] chwałę, potęgę i bogactwo, cesarz rzymski […] dodał wobec wszystkich: ‘Nie godzi się takiego i tak wielkiego męża, jakby jednego spośród dostojników, księciem nazywać lub hrabią, lecz chlubnie [wypada] wynieść go na tron królewski i uwieńczyć koroną’. A zdjąwszy z głowy swej diadem cesarski, włożył go na głowę Bolesława na [zadatek] przymierza i przyjaźni, i za chorągiew triumfalną dał mu w darze gwóźdź z krzyża Pańskiego wraz z włócznią św. Maurycego, w zamian za co Bolesław ofiarował mu ramię św. Wojciecha. I tak wielką owego dnia złączyli się miłością, że cesarz mianował go bratem i współpracownikiem cesarstwa [cooperator imperii] i nazwał przyjacielem i sprzymierzeńcem narodu rzymskiego”. Gest nałożenia diademu oznaczał niewątpliwie przyjęcie do rodziny władców chrześcijańskich, uznających autorytet władzy cesarskiej. Tytuły „przyjaciela” i „współpracownika cesarstwa” były piękną retoryczną oprawą tego wyróżnienia, tak jak jego symbolem stała się przekazana przez Ottona kopia włóczni świętego Maurycego z relikwią – fragmentem gwoździa z Krzyża Pańskiego. Włócznia, która miała należeć do rzymskiego centuriona i męczennika z III wieku, była ceremonialną bronią władców Królestwa Niemieckiego, a potem Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego od początku dynastii Ludolfingów. Kopie, dowód najwyższego uznania i wyróżnienia dla najważniejszych „współpracowników cesarstwa” trafiły niemal równocześnie do Bolesława Chrobrego i Stefana węgierskiego. Grot „naszej” włóczni przechowywany jest do dziś w skarbcu katedry wawelskiej. I on także znajduje się, razem z królewskim diademem, w centrum obrazu „Łukaszowców”, tuż obok głównych bohaterów: Ottona i Bolesława Chrobrego. To jest symbolika suwerenności i zgody zarazem, za czym tęsknić mogła Polska i Europa przez wieki. I tęsknić będzie ponownie, w roku 1939, kiedy III Rzesza Adolfa Hitlera szuka już tylko absolutnej dominacji nad innymi narodami europejskimi, odrzucając całkowicie chrześcijańską, uniwersalistyczną wizję Ottona, Wojciecha i Bolesława.

Więcej